The Girl with All the Gifts – recenzja filmu

Po obejrzeniu zwiastuna filmu The Girl with All the Gifts pomyślałem – cholera, przecież to niemal ekranizacja The Last of Us, zapowiada się ciekawie, muszę to pożreć. Mimo początkowego podjarania się, starałem się stonować swoje oczekiwania, szczególnie że nadal odbija mi się czkawką niezbyt strawny Pociąg do Busan (recenzentów opiewających to wiekopomne dzieło rzuciłbym zombiakom na przekąskę). Co sądzę o Pandorze po seansie? Ten film to godny następca 28 dni później, a i mam nadzieję, że wyznacznik trendu dla kina żywych trupów na kolejną dekadę!

The Girl with All the Gifts to ekranizacja książki o tym samym tytule, autorem której jest Mike Carey. Co lepsze, jest on również twórcą scenariusza filmu, także czytelnicy powinni czuć się ukontentowani (niestety nie miałem okazji przeczytać Pandory [polski tytuł lektury], nad czym ubolewam). Reżyserem niosącej dary jest debiutujący w pełnym metrażu Colm McCarthy (dotychczas miał na koncie tylko pracę nad serialami) i oby każdy rozpoczynał karierę z takim kunsztemObsada to również ochy i achy, przede wszystkim owacja na stojąco dla nastoletniej odtwórczyni głównej roli – Senni Nanuy. Unieść ciężar roli dzieciaka stawianego przed tak dramatycznymi wyborami – czapki z głów. Podobnie Glenn Close (zimna i wyrafinowana dr Caldwell) i Gemma Arterton (targana sprzecznymi emocjami nauczycielka wygłodniałych), z tym że to aktorki z potężnym bagażem doświadczeń.

Fabularnie mamy do czynienia z klimatem postapokalipsy w wydaniu zombiaczym. Zmutowany grzyb zainfekował lwią część populacji, zmieniając swe ofiary w krwiożercze bestie. Jednak nie wszystkie osobniki są na jedną miarę szyte. Istnieje drugie pokolenie, przejawiające bardziej ludzkie oblicze – dzieciaki normalnie rozumujące, okazujące emocje, będące jednak w szponach cordycepsa, przejmującego kontrolę przy bliskim kontakcie z bodźcem. Wśród nich znajduje się Melanie – istotka obdarzona ponadprzeciętną inteligencją i empatią. Los sprawia, że latorośl, naukowiec, nauczycielka i twardoskóry sierżant zmuszeni są do wspólnej podróży ku kolejnej ostoi homo sapiens. The Girl with All the Gifts to pieprzone mistrzostwo kina zombieapo. Doskonała, pełna zwrotów akcji opowieść, będąca ekstremalnym rollercoasterem pędzącym po szynach moralności. Główni bohaterowie nie są stworzeni w punkcie xero. Każdy z nich ma własną agendę, której założenia musi nieustannie weryfikować w konfrontacji ze strumieniem zdarzeń. Owszem, można im przyporządkować pewne archetypy zachowań, ale wśród nich dostali mnóstwo swobody i niejedna decyzja mnie zaskoczyła.

Tytuł ten to również piękna wizja postapokalipsy. Nie chodzi tylko o opowieść, same doznania wizualne są niesamowite. Miasta spowite bujną roślinnością, pochłanianie przez zieloną czeluść – to robi wrażenie. Zainfekowani nie wyglądają tak spektakularnie, jak klikacze z The Last of Us, w tym aspekcie jest po prostu przyzwoicie. W tej warstwie twórcom zdarzyło się nieco przegiąć z lokowaniem produktu pewnej marki odzieżowej, mimo jednego wybryku niesmak pozostał. Dobrze poprowadzony trick marketingowy może być fajnym budulcem klimatu, co z kolei świetnie im wyszło w przypadku producentów aut. Kolejną ingrediencją sprawiającą, że Pandorę oglądasz ze szczęką przy podłodze jest fenomenalna ścieżka dźwiękowa stworzona przez Cristobala Tapia de Veera. Jest świeża, głęboka, doskonale kreująca atmosferę. Nie ma tu miejsca na nudne, incepcjopodobne sample. To czysta emanacja geniuszu kompozytora. 

Czas skonfrontować The Girl… z The Last of Us. Na pierwszy rzut oka – bezczelna kopia pomysłu studia Naughty Dog, po bliższym zapoznaniu się – kilka wspólnych elementów mają, ale to dwie zupełnie inne wizje. To na czym skupia się historia z TLoU to jedynie element układanki z Melanie. Wspólnym mianownikiem jest w zasadzie czynnik apokaliptyczny i pewne predyspozycje dziewczynek. Całkiem niedawno miałem okazję przeżyć przygodę w świecie wspomnianej gry i, mimo iż byłem pod wielkim wrażeniem po jej ukończeniu, uważam że perypetie Joela i Ellie bledną przy opowieści Careya.

Od dawna, naprawdę od wielu lat nie oglądałem kina postapokaliptycznego na tak wysokim poziomie. Mieliśmy w 2002 r. 28 dni później, w 2009 r. Drogę i dopiero teraz na podium staje The Girl with All the Gifts9,5/10.