Van Helsing – serial od Syfy – moja opinia

Przebrnąłem przez pierwszy sezon postapokaliptycznego serialu Van Helsing. Tak – przebrnąłem, bo początek był siermiężny i kiczowaty maksymalnie, ale po kilku odcinkach zrobiło się ciekawiej. Dlaczego w ogóle oglądałem coś, co robi raczej słabe pierwsze wrażenie? Uwielbiam klimat postapokalipsy, a w Van Helsingu ludzkość została zdeptana, splugawiona i zniewolona przez wampiry, które rozpoczęły swą supremację, dzięki znacznemu zmniejszeniu ilości światła słonecznego docierającego do powierzchni planety (wulkaniczny pył po erupcji bydlaka z Yellowstone bodajże). Setting przypadł mi do gustu, a mając na względzie dość miłe wrażenia z lektury i seansów Jestem legendą i Stake Land, postanowiłem dać VH szansę.

Van Helsing to serial sprzeczności. Trafiają się epizody naprawdę ciekawe, z małą ilością bzdur i nieźle poprowadzoną fabułą, ale są też i takie, że kijem przez szmatę nie tykać – są wręcz naszpikowane kretyńskimi zachowaniami i niedorzecznościami albo tak kiczowatymi scenami, że aż przyprawiają o odruch wymiotny (bohaterka po przebudzeniu otrzymuje fatałaszki do przebrania – obowiązkowo obcisłe spodnie i wysokie buty z klamerkami – no ja jebię, najwygodniejszy strój na wampirzą apokalipsę). Laski z ułożonymi włosami i make-upem też się zdarzają, ale nie są tak cukierkowe, jak te z niby-postapo produkcji 100, której pierwszy odcinek wyłączyłem po 25 minutach.

Sami krwiopijcy też wzbudzają mieszane odczucia. Twórcy trochę przekombinowali i zbyt mocno zainspirowali się grą fabularną Wampir: Maskarada, bo zamiast postawić na pierwotną dzikość drapieżników, dostajemy intrygi różnych frakcji czosnkosceptyków [aż takich betonów nie ma;)]. Z drugiej strony dodaje to serialowi pikanterii i stwarza trochę możliwości dla scenariusza. Przeciwnicy solarium wyglądają różnie. Niektórzy są ciekawie ucharakteryzowani, inni mogą startować w castingu na clowna. Żenujące jest wciśnięcie pijawek w glany, skóry i lateksy ozdobione ćwiekami. To jest arcytanie zagranie.

Na razie tylko narzekam, czas więc przejść do plusów:

  • Po obejrzeniu całego sezonu fabuła zyskuje na wartości i intryguje. Blade stwory wiedzą, że pył kiedyś opadnie i ich czas minie. Starają się znaleźć panaceum na swoje słabości, a droga ku temu jest dość brutalna i ohydna.
  • Vanessa VH powolutku poznaje swoje słabe i mocne strony oraz odkrywa strzępki informacji o tym kim, tudzież czym jest.
  • Przywiązywanie się do bohaterów jest niewskazane i twisty z tym związane są spoko loko.
  • Strugi krwi, latające flaki i kończyny.
  • Postapo as fuck. Obozy pracy dla ludzi i farmy krwi, ruch oporu, scenerie.
  • I tak lepszy niż oglądanie beczących przez cały sezon: Ricka, emo Corala i tego wielkiego bambo z The Walking Dead.

Daję temu serialowi 6,5/10 i… czekam na drugą serię, która z tego co wiem, już powstaje. Zakończenie jedyneczki zaostrzyło apetyt na pustkowia splamione krwią, hektolitrami krwi.